Zarzekałam się, że żadnych wyrobów pandorkopodobnych produkować nie będę, bo przeładowane i w ogóle siakieś takie nie bardzo... ale mama M. sobie zażyczyła bransoletkę w tonacji jasnej... Kupiłam więc jakieś koraliki, okazało się, że więcej, niż trzeba, lecz wkrótce pojawiło się zamówienie kolejne. Dlatego trochę monotonne te bransoletki. Stopery niestety widać, bo nie umiałam ich powciskać w koraliki :(
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie narzekaj.. Wiesz, że ich również nie kocham, ale Twoje wyszły urocze, a skoro się podobają... :)
OdpowiedzUsuńa dlazego "matysek" dużą literą, skoro "kryska" małą? ;P
OdpowiedzUsuńNigdy nie mów nigdy ;))). A bransoletki wyszły bardzo fajne :).
OdpowiedzUsuńTobi, Asiu, no widać nie można nigdy mówić nigdy :) Fajnie, że się podobają :)
OdpowiedzUsuńYumq, ja wiedziałam, że to się tak skończy :P a napisałam zwyczajowo :P
O, dziękuję za korektę małej kryski ;) Właśnie miałam o tym pisać, ale mnie Ktosiek uprzedził ;)
OdpowiedzUsuńBransoletki są śliczne!
Pozdrawiam poświątecznie :)