Zgodnie z zapowiedzią, dziś będzie o tym, co robiłyśmy z
Tobi, kiedy u nas była :) Co prawda od tamtej pory trochę wody już w Kłodnicy upłynęło (o ile w jej skład wchodzi jeszcze woda...), ale przynajmniej zdążyłam przed październikiem... :D
Oczywiście dłubałyśmy, każda swoje cosie :) Tobatkowe można podziwiać na jej blogu, a oto moje - komplety z fasetowanych rondelków (wisiorki dorobiłam później, musiałam dokupić kryształki) i zieleniutki wąż na licencji Tobi ;) z trójkątnymi toho. Pierwszy komplecik tylko ze srebrnymi elementami, w drugim ogniwka są posrebrzane.
Sobotę spędziłyśmy razem z
Lucynką u
Frasi również na dłubaniu i pogaduchach :) Tobi przygotowała dla nas niespodzianki - zakładki do książek i markery do robienia na drutach. Ja markery dostałam trochę wcześniej i chwilowo nie mogę ich pokazać... Moja śliczna zakładka wygląda tak:
Poza dłubaniem tradycyjnie graliśmy w planszówki i karcianki z M. i naszymi znajomymi (albo i bez :)), a jednego dnia zrobiłyśmy sobie mały wypad do miasta Smoka. Plany były wielkie - pochodzić po starówce, odwiedzić smoka i gród nad nim... Niestety, temperatura zwiedzaniu nie sprzyjała, no chyba że klimatyzowanych pomieszczeń... ale i tak było bardzo miło :) Na rynku odbywały się targi rękodzieła, których nazwy nie pomnę, myślałam, że może jakieś ładne kamyki będą, czy cuś, a okazało się, że z koralików można było wybierać między pandorkami, a pandorkami, ewentualnie jeszcze pandorkami :/ Za to pod Sukiennicami pewna pani puszczała ogromne bańki...
...na jednym straganie był sobie bolesławiecki ślimak, który mnie urzekł :)...
...a przy Siennej (chyba) - mega Miś!!!
...a za Misiem przyczaiła się Poohatka...
Pozdrówka dla wszystkich zaglądających :)